Na skraju polskiej granicy, otoczony gęstym lasem i dwoma warstwami kolczastego drutu, przez wiele lat istniał tajemniczy ośrodek pod napięciem. Miejsce to było tak skrytobójcze, że przez długie lata miejscowi nie mieli pojęcia o jego istnieniu. Ten enigmatyczny obiekt to nic innego jak Muna w Mikulovicach, znajdująca się tuż przy Głuchołazach.
Mimo że ukrycie tak dużego ośrodka wydaje się być trudne, przez dziesięciolecia udało się to utrzymać w tajemnicy. Teren o powierzchni 200 hektarów, otoczony lasem i ogrodzony kolczastym drutem, dysponował własną boczną linią kolejową z pętlą do odwracania pociągów. W obrębie terenu znajdowało się także 145 budynków o różnym przeznaczeniu, rozbudowana siatka asfaltowych dróg oraz autonomiczna sieć energii elektrycznej i kanalizacji. Dziś ten były garnizon wojskowy, który z powodzeniem można nazwać miastem w lesie, jest dostępny dla turystów i posiada nawet edukacyjną ścieżkę przyrodniczą. Dawniej wojskowe aleje pełnią teraz rolę ścieżek spacerowych i rowerowych, jednak niewielu jest ludzi, którzy wiedzą o tym miejscu i decydują się je odwiedzić.
Prace budowlane na terenie Muny rozpoczęły się w październiku 1938 roku, zaraz po tym, jak Niemcy zajęli Sudety. Było to jedno z wielu magazynów broni prowadzonych przez Wehrmacht, które służyły także do produkcji broni. Budynki zostały strategicznie rozmieszczone na dużej przestrzeni, aby zminimalizować ryzyko pożaru lub eksplozji. Na terenie całego obiektu znajdowały się magazyny na sprzęt gaśniczy. W 1940 roku prace budowlane przejęli jeńcy wojenni pochodzący z Wielkiej Brytanii z obozu jenieckiego Lamsdorf – Łambinowice. Rok później zostali oni zastąpieni przez radzieckich jeńców. Warunki pracy były skrajnie trudne. W 1945 roku odkryto groby około 50 żołnierzy Armii Czerwonej. W 1950 roku upamiętniono ich budując pomnik, który później został przeniesiony w inne miejsce.